Forum www.piszproze.fora.pl Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Wyprawa ---> prolog oraz rodział pierwszy. Proszę o komen

To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Forum www.piszproze.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
kuba18p
Rozpisany



Dołączył: 02 Cze 2008
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:49, 17 Lip 2008 Temat postu: Wyprawa ---> prolog oraz rodział pierwszy. Proszę o komen

Siemka. Czekam na Wasze opinie Wink

PROLOG

Nazywam się Bill Lodge. Mam za sobą 70 lat udanego życia, zarówno na płaszczyźnie małżeńskiej, jak i zawodowej. Obecnie walczę z draniem, jakim jest artretyzm. Fakt, że mój organizm nie jest już bogaty w zasoby wigoru. Ale kiedyś, podobnie jak Wy, Drodzy Czytelnicy, byłem młody i pełen zapału.
Pisząc to, siedzę przy swoim wielkim mahoniowym biurku. Wokół unosi się ledwie widzialny obłok dymu papierosowego. No cóż, papierosy to wróg, z którym przegrywam każdy bój. Spoglądam na widok za oknem; uwierzcie mi, jest piękny. Czy na taką ocenę wpływają bezgraniczne wody błękitnego oceanu? A może złocista plaża, sąsiadująca z wysokimi palmami i wiecznie uśmiechniętymi ludźmi? Ostatecznie, żadna wersja mnie nie przekonuje, bo uważam, że wszystkie te elementy, mające w sobie cząstkę cudowności, składają się na radujący oczy krajobraz.
Dobra, koniec zanudzania. Mam dla was o wiele bardziej ekscytującą opowieść niż ta, traktująca o tym, co widzę, kiedy wstanę z łóżka.
W swoim życiu zdążyłem odwiedzić wiele interesujących miejsc, ale prawda jest taka, że kraina wspomnień podoba mi się w największym stopniu. Wybierając się tam nie musimy myśleć o tym, czy wszystko spakowaliśmy, albo czy żona przypadkiem nie zapomniała zarezerwować biletu. Często się tam udaję i przebywam bardzo długo, póki ktoś nie krzyknie: wracaj do nas, Bill. Mam Wam dzisiaj do zaoferowania jedną z takich podróży, do świata wspomnień. Usiądźcie i udajcie się tam ze mną, ciesząc się z braku jakichkolwiek granic. Niektóre fragmenty naszej trasy są wyboiste, ale możliwe do pokonania. Momentami będzie ciemno, ale nie martwcie się, towarzyszę Wam przez cały czas. Gotowi? Nie widzę sprzeciwu z niczyjej strony, więc zacznijmy...



ROZDZIAŁ 1

Lato w 1942 roku zapisało się na kartach historii Barstow jako niezwykle suchy okres. Upał sięgał wtedy czterdziestu stopni Celsjusza, co odcisnęło największe piętno na nerwach tutejszych rolników. Większość zbiorów...Zbiorów? Nie było mowy o zbiorach, chyba że tym mianem chcecie określić wielką kupę roślin, których okres przydatności skończył się o wiele za wcześnie. Tamte wakacje uświadomiły mi niezbitą wartość wody. Wypijałem monstrualne ilości, co teraz uważam za adekwatne do zaistniałych okoliczności. Deficyt życiodajnej cieczy przyczynił się do powstawania licznych imaginacji w moim umyśle. Ta, k tóra najczęściej gościła w pokoju moich myśli, przedstawiała mnie jako spragnioną istotę w centrum bezkresnej pustyni, pozbawioną wszelkich ubrań, bez jakiejkolwiek nadziei na napojenie. Teraz, patrząc na to z perspektywy kilkudziesięciu lat, uważam, że wyobrażając sobie własną osobę w kryzysowej sytuacji, na dziecięcy sposób analizowałem własny charakter.
Niestety, Bóg poskąpił mi rodzeństwa, toteż większość wakacji spędzałem z trzema chłopakami z sąsiedztwa. Wszyscy byli w moim wieku, może właśnie dlatego potrafiliśmy znaleźć wspólny język. Zazwyczaj dzień mijał na obijaniu się w drewnianym domku nieopodal mieszkania Andy'ego. Domek nie grzeszył pięknością, to prawda, ale był szczelny, więc w czasie ulewy stanowił doskonałe schronienie. Wyposażenie było równie skromne, bo składał się na nie wytarty niebieski dywan, który pierwotny kolor zgubił podczas wieloletniej eksploatacji w domu Davida, którego nota bene nazywaliśmy Dave'em. Naprzeciw drzwi stała komoda, którą podarował nam stary Sanders, robiąc porządki w swoim garażu. Miała trzy szuflady, które zazwyczaj świeciły pustką. Sytuacja ta zmieniła się, kiedy Ben zaopatrzył nasz domek w Playboya. W tamtych czasach posiadanie gazet tego typu, było dla nas i dla rówieśników prestiżem. Na komodzie, w stalowej ramce, stało zdjęcie naszej czwórki. Wykonano je podczas tygodniowego wypadu na obóz. Fotografia przedstawiała mnie i Andy'ego w pozycji leżącej oraz Dave'a i Bena, stojących obok nas. Niezwykle ciepło wspominam ten tydzień, spędzony nad jeziorem Stow Lake Może dlatego, że uśmiech był stałym gościem na naszych twarzach i nic nie było w stanie go stamtąd wyprosić. W kącie stały dwa krzesła, które szpeciły idealną- według nas- kompozycję meblową.
Dokładnie pamiętam datę trzeciego lipca, gdy zdyszany Ben wpadł do Klubu( tym mianem określaliśmy zarówno domek, jak i naszą paczkę), obwieszczając wszem i wobec, że ma niezwykłą nowinę. Kazaliśmy mu uspokoić się, ponieważ znaliśmy Bena dość długo i wiedzieliśmy, że jest chłopakiem impulsywnym. To był jeden z tych, którzy z chaosu wyłaniają tysiąc pomysłów na sekundę. Ben w żaden sposób nie dawał się uciszyć, więc łaskawie dopuściliśmy go do głosu.
- Chłopaki, nie uwierzycie!- krzyczał podniecony Ben.- Padniecie z wrażenia, kiedy wam wszystko opowiem.
Trzeba przyznać, że ani ja, ani Andy, ani Dave nie podeszliśmy do tego z równie wielką ekscytacją, aczkolwiek słuchaliśmy dalej.
- Za 3 dni Red Grenade grają koncert w Carson.
-Red Grenade!?- zdziwił się Andy.- Ci, o których myślę?
Andy wstał, nadal niedowierzając. Nie ukrywajmy, też uwielbiałem Red Grenade, ale podchodziłem do sprawy realistycznie.
- Chłopaki, spokojnie. Jak chcecie się tam dostać? Starzy nas nie puszczą, na bilet nie mamy kasy, a stąd do Carson jest około dwudziestu kilometrów.
Nagle oczy Andy'ego rozbłysły blaskiem, który zdradzał, że złapał za ręce i nogi jedną ze swoich nadzwyczajnych myśli.
- Słuchajcie! Do koncertu zostały 4 dni. Wystarczająco, żeby zorganizować wyprawę do Carson.- Usiadł na krześle, jakby powaliła go z nóg swoja wspaniałomyślność. Teraz zwrócił się ku mnie:
- Bill, ty, Ben i Dave powiecie starym, że nocujecie u mnie. Gdy nadejdzie ten wieczór, zaimprowizujemy przed moją matką, że idziemy do domu Bena, bo jego matka zaprasza nas na ciastka. A naprawdę ruszymy ku Carson.
Dave i Ben entuzjastycznie poparli ideę Andy'ego. Jeśli chodzi o mnie, nie byłem temu zbytnio przychylny, ale ostatecznie zgodziłem się. Z racji tego, że wyznawałem zasadę „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kuba18p dnia Czw 14:50, 17 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Forum www.piszproze.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin